Jazda po ulicy z perspektywy rowerzysty
Piesi nie znoszą rowerzystów, kierowcy samochodów nie znoszą rowerzystów, kierowcy autobusów nie znoszą rowerzystów, nie mam pewności ale jestem gotów się założyć że motorniczy także nie znoszą rowerzystów. I nie ukrywam że wiem doskonale że każdy z nich ma swoje powody. Właściwie rowerzystów lubią tylko inni rowerzyści, dlatego że da się rowerzystów lubić jeżeli zna się rowerową codzienność 😉 Postaram się wytłumaczyć innym dlaczego jesteśmy tacy wkurzający na drogach 😛
Rowerzyści jeżdżą po jezdni mimo że na chodniku jest ścieżka rowerowa.
To chyba najczęstszy powód obtrąbiania mnie i pokazywania niemiłych gestów, nie dziwię się – kierowca chciałby jechać jak najszybciej a przed sobą ma zawalidrogę. To nie jest tak że chcemy manifestować to że jesteśmy pełnoprawnymi członkami ruchu i ulica jest też dla nas, przeciwnie, uwielbiamy ścieżki rowerowe bo to one są dla nas. Nie musimy martwić się o wymijające nas ze złością na centymetry samochody. Ruch jest mniejszy i prostszy, jest ciszej, nawierzchnia jest zazwyczaj lepsza i kiedy mamy tylko taką możliwość to wjeżdżamy na ścieżki. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę że o ile droga dla samochodów jest projektowana przez specjalistów, przechodzi wiele weryfikacji i musi spełniać masę kryteriów tak ścieżki rowerowe są zazwyczaj prowizoryczne. Ustala się je tam gdzie jest na to miejsce często bez większego zastanowienia się czy ma ona w ogóle sens. I tak w moim kochanym Wrocławiu (w którym sytuacja ze ścieżkami w centrum i tak jest wyjątkowo dobra) co rusz trzeba jechać równolegle do ścieżki bo nie ma zwyczajnie jak na nią wjechać. Druga sprawa to to że linie po czasie się wycierają i poza centrum oznaczenie ścieżek jest ledwo widoczne.
Zdarza się też że kierowcy nie są świadomi że ścieżki rowerowe bywają także jednokierunkowe (rowerzyści także często tego nie widzą i nagminnie jeżdżą pod prąd). Dokładnie taki problem jak z wjazdem ja ścieżkę jest też ze zjazdem z niej. Kiedy znamy drogę do celu wiemy że ścieżka obok nas zaraz skręci a na jezdnie nie będzie jak wjechać i będziemy musieli długo krążyć. Pomijając już to jak często na ścieżkę się nie da wjechać bo stoi na niej samochód na awaryjnych bo w to aż trudno uwierzyć,
Rower jest taki wąski a rowerzyści jadą środkiem pasa.
To także nie jest manifestacja naszych praw do jezdni ani nasze widzi-mi-się. Właściwie im większy ruch na drodze tym dalej musimy trzymać się krawężnika. Kierowcy uwielbiają pokazywać nam jak niemile widziani jesteśmy na drodze mijając nas z dużą prędkością nierzadko szturchając nas lusterkiem. A prawo do odległości mijania rowerzysty nie wzięło się znikąd – blisko krawężnika są studzienki kanalizacyjne i dziury w asfalcie. Dla samochodu to ledwie głuche puknięcie w kabinie ale dla rowerzysty to duże ryzyko utraty kontroli nad kierownicą, szanse są równe na to że polecimy z rowerem na chodnik i tam się trochę obijemy lub polecimy w lewo prosto pod koła samochodów co w najlepszym wypadku skończy się tylko ciężkim kalectwem. To dlatego mamy prawo do tego półtora metra jezdni abyśmy mogli w każdej chwili odbić w lewo i ominąć przeszkodę.
Rowerzyści pchają się między samochodami na sam przód pod światła.
Tak, rozumiem że wielu kierowców może boleć to że rowerzysta sobie wjedzie na śluzę przed wszystkich i pojedzie pierwszy ale to dwustronna korzyść. My owszem ruszymy pierwsi ale rower ma większe przyspieszenie od samochodu i kiedy kierowcy ruszą na zielonym to rowery są już daleko z przodu i nie „pałętają się” przeszkadzając między samochodami, bo jeżeli będziemy musieli stać między samochodami to wtedy samochody będą musiały czekać aż my się rozpędzimy.
Rowerzyści nie patrzą na przepisy i jeżdżą na czerwonym.
Spotkałem kiedyś jednego zapalonego rowerzystę który powiedział „światła mają charakter informacyjny i jeżeli uważasz że można przejechać to można jechać” – uważam że był kretynem i przepisów należy się bezwzględnie trzymać. Może ktoś w komentarzu wytłumaczy takie zachowanie ale ja osobiście na czerwonym stoję jak należy.
Rowerzyści nie wskazują kierunku jazdy ani nie patrzą za siebie.
To faktycznie spory problem bo stwarza zagrożenie ale niekoniecznie bierze się z głupoty prowadzących. O ile zazwyczaj z wystawieniem ręki nie ma problemu to jednak często to trudne na przykład na brukowanej jezdni lub przeciętej torami tramwajowymi – nie da się jechać po takiej nawierzchni nie trzymając się oburącz. Podobnie trudna jest nagła zmiana kierunków kiedy jedziemy raz w jedną a później w druga stronę – czasami zwyczajnie brakuje czasu na zmianę rąk. Wiem że może być denerwujące ale nie jesteśmy w stanie tego przeskoczyć, możemy tylko prosić aby kierowcy brali to pod uwagę. Nie zawsze też mamy możliwość upewnić się czy ktoś jest za nami z kilku przyczyn: nie mamy lusterek, owszem są jakieś improwizowane wynalazki ale sprawdzają się tylko przy małej prędkości. Przy większych drgania kierownicy sprawiają że i tak w nich niczego nie widać a odwrócenie się do tyły to ryzyko że wjedziemy w dziurę. Znowu musimy prosić o wyrozumiałość.
I wydaje mi się że to już wszystko co ludzie zarzucają rowerzystom, nie chodzi mi o to aby dyskutować kto ma lepiej a kto gorzej. Myślę że kluczem do poprawy sytuacji na drodze jest wzajemne zrozumienie bez trąbienia i rzucania mięsem na jezdni. Pozdrawiam i szerokiej drogi!