O (moim) leczeniu psychiatrycznym i psychoterapii
Tytuł gruby i bez owijania w bawełnę, prawda? Nieprawda. Osobiście bardziej mi szkoda osób które mają rękę czy nogę w gipsie. No, chyba że tych którzy ze swoimi psychicznymi problemami utknęli w pułapce mitów opowiadanych przez wąsatych wujków czy szurnięte alt-medowe ciotki. Złe porady mogą, i niestety w większości robią z małej komplikacji naprawdę duży problem.
Niedawno obchodziliśmy dzień świadomości depresji czy jakoś tak. Ja zacząłem pisać ten wpis dużo dużo wcześniej ale miałem tyle na głowie że dopiero teraz go kończę ;)
Trzy lata temu moja znajoma zaczęła chodzić na psychoterapię. Typowa Zosia-samosia wstydziła się że potrzebuje pomocy z zewnątrz więc żeby dodać jej otuchy ja też poszedłem. Wtedy myślałem że jej nie potrzebuję ale w sumie nie żałuje bo kilka miesięcy później przyszedł czas kiedy bardzo się przydała. Tak zostałem na dłużej i naprawiłem wiele rzeczy w swoim życiu, ale nadal po latach czułem że coś nie gra. Brakowało mi energii, wszystko nadal odkładałem na później, jak coś już robiłem to musiałem się do tego zmusić, wszystko przychodziło z trudem. Dużo pracowałem nad sobą (polecam przeczytać post o tym jak przestałem pić alkohol) i mimo tego że stałem się lepszym człowiekiem nie czułem się wcale lepiej i wcale nie chciało mi się żyć bardziej ani dłużej. Postanowiłem zrobić sobie urlop od pracy nad sobą i swoim życiem.
Poszedłem do psychiatry po leki błędnie myśląc że to taki legalny narkotyk który sztucznie poprawi mi samopoczucie aż nabiorę sił na kontynuację terapii. O jak bardzo się myliłem! Lekarz bardzo szybko zorientował się co jest ze mną grane i przepisał mi odpowiednie leki. Po miesiącu czułem się jak nigdy wcześniej. Tak jak w filmie świat przestał być szary i ponury. To niewiarygodne, ale dopiero teraz zorientowałem się że ballada Ronniego Ferrari - „Ona by tak chciała” wcale nie jest smutną piosenką o nieszczęśliwej miłości…. 😅 I pewnie myślicie że po lekach byłem „naćpany”, ale one tak nie działają. W rzeczywistości leki które brałem nie dodawały mi żadnych dodatkowych emocji. Okazuje się że w moim mózgu zbyt szybko wywoływana jest reakcja usuwająca serotoninę (nazywana hormonem szczęścia) z przestrzeni między neuronami. Produkowana jest normalnie ale znika szybciej niż u zdrowego człowieka co jest w sumie klasycznym przykładem depresji.
I tutaj chciałbym wyjaśnić kilka rzeczy których pomieszanie doprowadziło do tego że tyle lat unikałem leczenia.
Psychoterapia nie jest leczeniem wbrew temu co wielu myśli. Psychoterapeuta/psycholog pracuje z zupełnie zdrową osobą która ma życiowy problem i nie wie jak sobie z nim lub z towarzyszącymi emocjami poradzić. Rozwiązuje problemu z myśleniem a nie mózgiem. Straciłeś kogoś bliskiego? Nie możesz dogadać się z kolegami ze szkoły lub z pracy? Nie radzisz sobie ze stresem w pracy? To są typowe problemy, które rozwiąże psychoterapeuta. Bez leków, po prostu rozmową tłumacząc Ci jak zmienić swoje myślenie. Ot, taki prawdziwy ”couch”. I nie mówię że złe samopoczucie nie jest poważnym problemem, oczywiście że jest, z tą różnicą że jest zupełnie normalną reakcją zdrowego organizmu na negatywne czynniki.
Psychiatra to coś zupełnie innego niż zwykły psycholog, chociaż często mylonego. Psychiatra jest lekarzem leczącym pracę mózgu (konkretnie tą odpowiadającą za myślenie). Definicja jest trochę inna, ale w praktyce tak to wygląda. Ważne jest też to że leczenie wielu zaburzeń psychicznych wymaga też równolegle psychoterapii więc zazwyczaj psychiatra jest też psychoterapeutą. Psychiatra może sięgnąć po leczenie farmakologiczne czyli popularne psychotropy. To nic poważnego, naprawdę, zaraz do tego wrócę. Depresja (i zaraz też wyjaśnię czym depresja jest a czym nie), narkolepsja, brak motywacji, problemy z koncentracją - to problemy z którymi musimy zwrócić się do psychiatry. Nie wolno ich ignorować.
Złe samopoczucie wyjaśnia się samo. Przy czym chce tylko zaznaczyć że nie jest depresją a tylko jednym z objawów, przy czym można i zazwyczaj ma się złe samopoczucie nie mając depresji.
Depresja to nie jest złe samopoczucie a jego przyczyna. Ba! Nawet utarł się już stereotyp że osoby z depresją to te które na codzień są najweselsze w towarzystwie! Depresja także nie jest sama w sobie czymś wielce strasznym, jej najgroźniejszą bronią jest to że dobrze się kamufluje, powoli ale skutecznie wyniszczając organizm. Przyjęło się myśleć że podczas depresji jest się po prostu smutnym (czyli właśnie mylenie ze złym samopoczuciem), objawy depresji rozciągają się w rzeczywistości na problemy ze snem, koncentracją, koordynacją ruchową, niemożliwością odczuwania przyjemności czy problemami z apetytem.
Dlaczego ludzie tak często mieszają te pojęcia? Nie wiem, serio nie wiem ale też nie chce mi się jakoś strasznie dużo nad tym myśleć. Grunt że świadomość wzrasta i wyjaśniłem to tak jak rzeczy się mają.
Nie wiem czy jest sens opowiadać jak przebiegało leczenie, można je serio skrócić do „proszę brać te tabletki codziennie, za jakieś pół roku będzie lepiej, za miesiąc już coś powinien Pan czuć”. Do tego mocno odczuwalne i upierdliwe efekty uboczne (głównie problemy ze snem) które ustały po paru tygodniach i jestem w miejscu o którego istnieniu nie miałem pojęcia.
Mam 27 lat i dopiero poznaję niektóre emocje. Autentycznie po 3-4 miesiącach leczenia powiedziałem lekarzowi że chyba przesadziliśmy z dawką bo zdarza mi się cieszyć bez powodu. Cóż, nie wiedziałem że brak problemów czy zrobienie jakiejś małej rzeczy dla siebie z rana ładuje pozytywnie na resztę dnia :D Że ładna pogoda to nie tylko jaśniej niż zazwyczaj a coś co wyciąga człowieka siłą na spacer czy to że wcale nie jestem za stary żeby nauczyć się układać kostkę Rubika ^^ Moje życie z zewnątrz wcale się diametralnie nie zmieniło bo nadal robię rzeczy które lubiłem robić wcześniej, z tą różnicą że aktualnie sprawia mi to o wiele więcej przyjemności, i też jakoś tak inaczej.
Nauczyłem się mieszkać sam, sam też daję sobie wystarczająco uwagi. Moje social media praktycznie zamilkły, bo nie potrzebuję już tych dawek atencji. Nie wiem czy to dobrze, ale przestałem być też tym imprezowym śmieszkiem który ciągle zwracał na siebie uwagę otoczenia. Ktoś mógłby powiedzieć że „Darek dorósł” ale to nie to, ja nigdy nie dorosnę i wszyscy o tym wiemy :D Po prostu człowiek potrzebuje czasem uwagi i docenienia, przy depresji nie da się tego zrobić samemu stąd tak się ucieka do szukania jej u innych.
I w sumie nie wiem już co jeszcze mogę dopisać. Siadam do tego wpisu trzeci raz, za każdym razem chce zamknąć komputer i iść na spacer cieszyć się życiem :D Nie chce mi się już pisać, przechodząc do sedna chciałem przekonać Cię że chodzenia do psychiatry można wstydzić się tak samo jak chodzenia do dentysty czy po bułki na śniadanie. To lekarz jak każdy inny a mózg to tylko część ciała która choruje jak każda inna i należy o nią dbać. Że depresja nie jest spowodowana tym że jesteś słaby/a i z czymś sobie nie radzisz tylko że nie miałeś wpływu na to czy Cię dopadnie, a wyleczenie jej nie spowoduje tylko że przestaniesz się zamartwiać a to że zaczniesz czuć uczucia jakich być może jeszcze nigdy nie czułeś. Po prostu idź i lecz się jeśli czujesz że coś jest nie tak.
I tyle, w sumie ten ostatni akapit mógł być całym wpisem :) Mógł być lepszy ale chcę go skończyć w jakikolwiek sposób żeby móc na spokojnie pomyśleć o jakimś nowym który nie będzie taki trudny ^^ Papa, trzymajcie się tam ;)